30.12.2008

Kiedy do szkoły? Jak oceniamy poziom nauczania?

W listopadzie br. CBOS przeprowadził ciekawe badanie - „Polacy o proponowanych zmianach w systemie edukacji”. 79% respondentów uważa, że dzieci powinny rozpoczynać naukę w szkole w wieku 7 lat. Tylko 16% opowiada się za obniżeniem wieku szkolnego o rok. Nawet, gdy zadano pytanie mogące sugerować odpowiedź - „czy edukacja szkolna w Polsce, podobnie jak w większości krajów europejskich, powinna zaczynać się od 6-ego roku życia” - odsetek pozytywnych odpowiedzi wyniósł jedynie 40%, zaś połowa badanych było przeciwnych.



Ciekaw jestem, czy tak wysoki odsetek osób niechętnych obniżeniu wieku szkolnego wynika z rzeczywistych przekonań, czy też jest raczej spowodowany niedostateczną informacją o celach i sposobie realizacji reformy. Na podstawie tych szczątkowych danych (raport z badania zostanie opublikowany wkrótce) można raczej przypuszczać, że raczej informacja o założeniach reformy nie dotarła do osób zainteresowanych i stąd tak duży opór przed zmianami. Swój ciężar na pewno mają też tarcia polityczne i brak jedności wśród największych partii politycznych co do kierunków zmian w polskiej edukacji.

Ogromna większość badanych – bo 68% – jest zwolennikiem zagwarantowania 5-latkom możliwości bezpłatnej edukacji przedszkolnej. Natomiast tylko 39% ankietowanych opowiada się za wprowadzeniem obowiązku przedszkolnego dla 5-latków, 54% sprzeciwia się przymusowi kształcenia maluchów.



Interesujące są również oceny jakości edukacji w polskiej szkole. Respondenci mają przeważnie dobrą opinię na temat poziomu nauczania w szkołach publicznych – aż 66% badanych dobrze ocenia kształcenie w szkołach podstawowych i licealnych, 58% w gimnazjach i 49% w szkołach zawodowych. O niskim poziomie nauczania w szkołach podstawowych i licealnych przekonanych jest 21% badanych, w gimnazjach 25%, w szkołach zawodowych 24%. Wyniki te są dość zaskakujące. Biorąc pod uwagę krytyczne opinie uczniów na temat jakości edukacji, jak i raporty wskazujące o nieprzygotowaniu uczniów do rynku pracy, takie oceny mogą dziwić. Być może jest to temat na badanie, które pokazałoby głębsze oceny systemu edukacji wśród przedstawicieli różnych grup zaangażowanych w proces edukacji.

28.12.2008

Dzień Domeny Publicznej

1 stycznia każdego roku to dzień, w którym wygasają prawa autorskie do utworów, których autorzy zmarli 70 lat wcześniej. W 2009 roku wygasną więc prawa do twórczości osób, które zmarły w 1938 roku. Tym samym dzieła niemal 500 twórców przejdą do domeny publicznej – zbioru twórczości, której nie chronią prawa autorskie i którą w związku z tym można je swobodnie wykorzystywać. Będą to dzieła m.in. Brunona Jasieńskiego, św. Faustyny Kowalskiej, Osipa Mandelsztama czy Karela Czapka.



1 stycznia jest od kilku lat świętowany na całym świecie jako Dzień Domeny Publicznej (Public Domain Day). Z tej okazji Koalicja Otwartej Edukacji (KOED) zaprasza na konferencję prasową poświęconą kwestii domeny publicznej, praw autorskich i dziedzictwa kulturowego. Zaprezentowane zostaną polskie projekty dotyczące udostępniania dziedzictwa kulturowego znajdującego się w domenie publicznej oraz działania Koalicji.

Konferencja prasowa odbędzie się 30 grudnia br o godzinie 11.00, w budynku głównym Biblioteki Narodowej w Warszawie, al. Niepodległości 213, (wejście B, dla personelu BN). Więcej informacji o konferencji na stronie Koalicji Otwartej Edukacji.

Koalicja Otwartej Edukacji (KOED) jest porozumieniem organizacji pozarządowych i instytucji działających w obszarze edukacji, nauki i kultury. Celem jej działania jest budowanie, promocja i aktywność na rzecz otwartych zasobów edukacyjnych rozumianych jako materiały, które są udostępnione w sposób otwarty i gwarantujący ich odbiorcom wolność wykorzystywania oraz odtwarzania utworu, wolność poznawania dzieła czy stosowania zawartych w nim informacji, wolność redystrybucji i wolność dystrybucji dzieł pochodnych.

Otwarte Materiały Edukacyjne (ang. Open Educational Resources, w skrócie OER, w literaturze polskiej termin ten bywa niekiedy tłumaczony także jako Otwarte Zasoby Edukacyjne) to światowa społeczność współpracująca przy tworzeniu wspólnych, powszechnie dostępnych zasobów edukacyjnych, udostępnianych wraz z prawem do ich dalszego wykorzystywania i adaptacji. Termin ten po raz pierwszy został użyty w 2002 r. podczas Forum on the Impact of Open Courseware for Higher Education in Developing Countries przy UNESCO.

Otwarte Materiały Edukacyjne to termin określający wiele zróżnicowanych inicjatyw edukacyjnych z całego świata, zorganizowanych zarówno w tradycyjny, jak i innowacyjny sposób, mających różne cele i grupy beneficjentów. Nie istnieje centralna organizacja grupująca, zarządzająca czy standaryzująca procedury OER. Tym niemniej, panuje konsensus co do tego, czym są Otwarte Materiały Edukacyjne. Są one definiowane najczęściej jako te materiały, które są publicznie dostępne w internecie (bez kontroli dostępu), opublikowane wraz z prawem do dalszego wykorzystania (w tym celu zalecane jest stosowanie tzw. wolnych licencji), i rozwijane w otwarty sposób (z możliwością udziału beneficjentów w procesie redakcyjnym).

W styczniu 2008 roku została opublikowana Kapsztadzka Deklaracja Otwartej Edukacji, jeden z kluczowych dokumentów określających cele i metody ruchu OER. Deklaracja była efektem spotkania i wspólnej pracy kilkudziesięcioosobowej grupy pracowników organizacji pozarządowych, przedstawicieli instytucji naukowych i administracji państwowej, nauczycieli i autorów materiałów edukacyjnych z całego świata.

Więcej informacji o Otwartej Edukacji na stronach KOED.

27.12.2008

Rodzice niepotrzebni przy wyborze dyrektora szkoły?

Trwają prace na nowelizacją Ustawy o systemie oświaty, w której m.in. proponowane jest zmniejszenie roli rodziców w szkole poprzez ograniczenie do jednego przedstawiciela rodziców przy wyborze dyrektora szkoły. Widocznie urzędnicy odpowiedzialni za system edukacji uznali, że rodzice mają zbyt wielki wpływ na to, kto zostaje dyrektorem w szkole, w której uczą się ich dzieci. Na chłopski rozum powinno być chyba odwrotnie...

Propozycje proponowane w projekcie ustawy zaniepokoiły organizacje edukacyjne. Zdaniem Aliny Kozińskiej z Federacji Inicjatyw Oświatowych to błędne rozwiązanie, gdyż należy raczej myśleć, jak zwiększyć rolę rodziców w szkole. „Dyrektor jest osobą, która ma decydujący wpływ na szkołę. Wyborcami w przypadku dyrektora powinni być rodzice dzieci uczęszczających do danej szkoły.” – zauważa Kozińska. „Taki wybór wzmocni pozycję dyrektora wobec organu prowadzącego szkołę i jednocześnie wzmocni rolę rodziców w szkole. Przyczyni się też do podwyższenia jakości pracy szkoły, gdyż zainteresowanie rodziców szkołą ich dziecka, aktywność oraz codzienne pozyskiwanie informacji o pracy szkoły są czynnikami najbardziej skutecznie wpływającymi na jakość pracy szkoły.”

Rodzice mają obecnie niewielki wpływ na rozwój szkoły publicznej i oczekuje się od nich przede wszystkim wykładania środków na pokrycie różnego rodzaju wydatków, które ma szkoła (oczywiście pod hasłem podniesienia jakości edukacji, czego nikt potem nie stara się mierzyć). Szkoła to społeczność osób uczących się, którą powinni wspólnie współtworzyć przede wszystkim uczniowie i nauczyciele, ale przy aktywnym współudziale rodziców i (jeżeli potrzeba) przy pomocy (zasada pomocniczości!) urzędników samorządowych i oświatowych. Lekceważenie rodziców przy wyborze dyrektora może doprowadzić do jeszcze większej alienacji szkoły, jako instytucji, która nie służy społeczeństwu, lecz jedynie urzędnikom.

„Szkoła jest bowiem pierwszym miejscem uczącym zaangażowania obywatelskiego nie tylko uczniów, ale i ich rodziców. Jaka szkoła, taka potem demokracja.” – mówi Kozińska.

Osoby zainteresowane zabraniem głosu na temat roli rodziców w szkole mogą wysyłać swoje uwagi e-mailem na adresy: biuro@fio.org.pl oraz edunews.pl@gmail.com.

23.12.2008

Kupujmy mądre prezenty

Świąteczny boom zakupowy zaczyna się co roku coraz wcześniej. Dobrze byłoby, abyśmy wręczając w tym roku prezenty zastanowili się, co są one tak naprawdę warte. Czy kolejna gra strzelanka, miś, pojazd, książka, itp. coś wnoszą do rozwoju osób małych i większych, którym te prezenty wręczamy. Życzymy dobrej Świątecznej refleksji.

20.12.2008

Oprogramowanie edukacyjne dla szkolnych pracowni komputerowych kupię...

Wcale nie tak dawno, dawno temu, pewna szkoła ponadgimnazjalna (rzecz się dzieje w Polsce) dostaje tajemniczą przesyłkę od dobrodzieja zawierającą: a) umowę darowizny b) załącznik do umowy w postaci płyty DVD z oprogramowaniem. Wartość oprogramowania na płycie DVD wynosi 19 946 złotych (dziewiętnaście tysięcy dziewięćset czterdzieści sześć złotych), które to wspaniałomyślnie zasponsorowała Unia Europejska z Europejskiego Funduszu Społecznego.

Doprecyzowanie: płyta zawiera pięć kursów językowych: Angielski, Niemiecki, Francuski, Hiszpański, Rosyjski. Dodatkowo na płycie: instrukcja obsługi, przewodnik metodyczny, panel nauczyciela.


Zadanie dla czytelników bloga – dyrektor szkoły powinien:
a) podskoczyć do góry z radości, bo dostał płytę CD wartą 20 tysięcy złotych z pięcioma kursami językowymi, a to rozwiąże mu problem z nauczaniem pięciu (lub mniej) języków obcych;
b) zwrócić płytę do nadawcy z wyjaśnieniem, że woli dostać te 19 946 złotych przelewem na konto szkoły, bo wówczas będzie w stanie spełnić bardziej pilne potrzeby związane z brakiem dobrego oprogramowania edukacyjnego w pracowni;
c) nic nie zrobić, bo i tak niewiele może zrobić – w końcu jak będzie się rzucał, to go odwołają.

Żarty żartami, ale sprawa jest autentyczna (napisał o niej ktoś niepokorny).

Ministerstwo Edukacji Narodowej rozstrzygnęło we wrześniu przetarg ogłoszony na początku lutego br. na dostawę oprogramowania edukacyjnego dla szkół (zadanie A: podstawowych, B: gimnazjalnych, C: ponadgimnazjalnych, policealnych oraz zakładów kształcenia nauczycieli) wyposażonych w pracownie komputerowe w ramach projektu „Pracownie komputerowe dla szkół”. Łupem (Wielkim Łupem brzmi lepiej) podzieliły się trzy konsorcja znanych firm działających na rynku edukacyjnym, które w poszczególnych częściach wyprzedzały się dosłownie o włos (ułamki punktów). W ten sposób wydaliśmy ze środków UE sto kilkadziesiąt milionów złotych, dzięki czemu pozostaną one w Polsce i ta zła Unia już ich nam nie zabierze.

Komentarz
Ile osób skorzysta z dostarczonych do szkół pakietów edukacyjnych? Jaki jest wskaźnik efektywności wydania blisko 150 milionów złotych na zakup oprogramowania do nauki języków obcych?

Dostrzegam pewną nierówność w traktowaniu beneficjentów Ministerstwa Edukacji Narodowej. Jeśli chodzi o firmy – to jak możemy zauważyć na przykładzie powyższym sprawa jest czysta i prosta – kupujemy oprogramowanie nie zważając na to, czy jest ono potrzebne szkołom (vide: niepokorny) i czy będzie ono w ogóle wykorzystywane. Ale jeśli chodzi na przykład o organizacje pozarządowe, które ubiegają się o dofinansowanie z tych samych środków Europejskiego Funduszu Społecznego w MEN, to stawia się im często absurdalne wymagania, żeby dokumentowały każde działanie każdego uczestnika projektów finansowanych przez MEN, co powoduje, że nie są w stanie one spełnić wymagań MEN i odpadają lub rezygnują z konkursów. Dodam, że rzadko kiedy projekty pozarządowe mają budżety przekraczające 5 milionów złotych. Wartość tych projektów – z jednej strony płyty DVD z kursami, z drugiej projektów angażujących dziesiątki tysięcy uczniów jest trudna do porównania, ale logika działania MEN w obu przypadkach powinna być taka sama. A chyba nie jest.