28.10.2008

Nudne lekcje wzbudzają agresję

Opublikowany przed kilkunastoma dniami raport socjologów z Uniwersytetu Łódzkiego przynosi ważne stwierdzenie: lekcje prowadzone w nieciekawy sposób wzbudzają agresję w uczniach. Wśród amerykańskich uczniów popularny jest slogan na T-shirtach: „engage me not enrage me”, czyli zaangażuj mnie, a nie rozwścieczaj. Ten slogan świetnie oddaje oczekiwanie młodzieży wobec szkoły i nauczycieli – i powinnien być jak najszybciej zastosowany przez krajowych edukatorów.
A teraz trochę danych o badaniach - z przeprowadzonych wśród 20 tysięcy uczniów podstawówek, gimnazjów i szkół średnich ankiet wynika, że:
- aż 40% uczniów podstawówek twierdzi, że byli świadkami lub ofiarami przemocy kolegów (pobicia, poniżenia czy zostali okradzeni);
- bójki czy szarpaniny w podstawówkach są na porządku dziennym (występują dwa razy częściej niż w innych szkołach);
- Co drugi uczeń przyczyn agresji upatruje w przenoszeniu do szkoły zachowań z domu. Co trzeci - w tym, że rodzice nie interesują się jego sprawami. 25% twierdzi, że zachęcają ich do tego telewizja i gry komputerowe;
- 13% uczniów uważa, że lepiej jest zaatakować, bo w przeciwnym razie samemu można być ofiarą;
- Kto jest słaby fizycznie ten, według 45% uczniów najbardziej jest narażony na przemoc; najmniej z kolei mogą się przemocy obawiać niepełnosprawni (4%) i młodzież z bogatych rodzin (3%);
- 42% uczniów uważa, że lekiem na agresję jest pokazywanie dobrych wzorców. Tyle samo woli kary dla agresorów;
- uwaga - tradycyjny sposób prowadzenia lekcji (nauczyciel wyglasza wykład a uczniowie słuchają i notują) ma duży związek z agresywnymi zachowaniami. Podczas nudnych lekcji uczniowie kumulują energię, którą potem starają się wykorzystać na przerwach i po zajęciach. „Kiedy idę do szkoły, muszę zwolnić obroty, dlaczego?” - pytają się uczniowie.


Socjologowie upatrują przyczyn agresji między innymi w sposobie prowadzenia zajęć. Tam, gdzie nauczyciel prowadzi zajęcia metodami interaktywnymi i zachęca wręcz uczniów do aktywności i poszukiwania własnych sposobów na rozwiązanie problemów (patrz: Lekcja wielointeligentna), energia uczniów zostaje właściwie spożytkowana. Zyskują na tym i nauczycieli i uczniowie. Socjologowie zwracają również uwagę na chwalenie uczniów – klasowe orły chwalone za swoją aktywność, przy obecnym poziomie agresji w szkołach, mogą stać się szybko ofiarami kolegów.
Autorzy badań sugerują, aby po lekcjach otwierać dla uczniów sale gimnastyczne, w których uczniowie mający nadmiar energii mogliby ją wykorzystać w grach; nauczycielom zaś polecają... obowiązkowe treningi interpersonalne uczące komunikacji i zachowań wygaszających agresję. Z tym radami trudno się do końca zgodzić. To zdecydowanie za mało, aby zmniejszać poziom agresji w szkole. Kluczem do poprawy sytuacji jest zmiana filozofii nauczania:
- nauczyciel jako mentor i doradca (który też czasami może nie umieć - wówczas niech się pyta uczniów, np. jak przygotować coś w komputerze...);
- bardziej praktyczna, przydatna uczniom w życiu edukacja, z wykorzystaniem najróżniejszych narzędzi i technologii;
- praca metodą projektową, która pozwalałaby w grupach rozwijać wśród uczniów umiejętności potrzebne do radzenia sobie w życiu;
- większa odpowiedzialność uczniów za własną edukację (czy ktoś ich pyta: czego chcecie się nauczyć?).
Jednym zdaniem – więcej innowacji w edukacji oznacza mniej agresji. Szkoła nie może być wyalienowana od cyfrowej rzeczywistości, w której na codzień żyją uczniowie. Jeszcze raz warto podkreślić i wykrzyczeć slogan: „angażować, a nie rozwścieczać”.

23.10.2008

A jednak nauczycielom poprawia się

Dzisiejszy post będzie krótki i z przymrużeniem oka. Wykonywanie zawodu nauczyciela nigdy nie należało do łatwych zadań. Ale trzeba podkreślić wprost - kiedyś było dużo gorzej niż obecnie. Z całą pewnością można powiedzieć, że sytuacja nauczycieli jednak poprawia się. Zwłaszcza w długim okresie.

19.10.2008

Autorytety dla edukacji

We wtorek 21 października 2008 r. odbędzie się pierwsze z, miejmy nadzieję bardzo długiego, cyklu spotkań ze znakomitymi światowej klasy ekspertami, których wiedza i doświadczenie mogą być z pożytkiem wykorzystane na potrzeby rozwoju polskiej edukacji. Będziemy mieli okazję wysłuchać Jacka Nashera (system demonstrowania kompetencji) i Lindella Smitha (uczenie się przez emocje). Gorąco polecam, bo ciągle mało jest w naszym kraju wydarzeń, w których moglibyśmy posłuchać ciekawych propozycji z obszaru edukacji.
Przy okazji smutna refleksja. Niestety, aby dowiedzieć się czegoś o nowoczesnej edukacji i najnowszych trendach, musimy coraz częściej sięgać po zagranicznych specjalistów i do zagranicznych serwisów edukacyjnych. Jedną z oznak słabości systemu oświaty w Polsce jest to, że nie ma prawdziwych autorytetów, którzy potrafiliby swoją wizją i propozycjami zapalić do działania nauczycieli, uczniów i ich rodziców. Nie ma ich ani w świecie politycznym, ani w środowisku oświatowym czy akademickim. Edukacja narodowa od wielu lat jest dla polityków przede wszystkim przedmiotem sporów politycznych, nie zaś najlepszą drogą do rozwoju i modernizacji kraju. W efekcie mamy co 4 lata cyrk polegający m.in. na niemal kompletnej wymianie kadr uczędników oświaty, zaskakujących zwrotach o 180 stopni koncepcji działań edukacyjnych, i – co najsmutniejsze – mocno okraszony potężną dawką ignorancji, przez którą cierpią nie tylko uczniowie i nauczyciele, ale i - w długim terminie - całe społeczeństwo. Niestety dotyczy to także poziomu edukacji lokalnej. Takich autorytetów na skalę krajową nie można również wskazać wśród nauczycieli (bo po co się „wychylać“?) czy w środowisku akademickim. Wybitni naukowcy, nawet jeśli mają dobre pomysły na zmiany w edukacji, zazwyczaj podają propozycje wyłącznie z ich wąskiej specjalizacji. Nie mamy w Polsce propozycji strategicznych, horyzontalnych, dalekosiężnych, które pchnęłyby system kształcenia na XXI-wieczne tory. Inaczej mówiąc, sięgając po terminologię kolejową – wleczemy się ciągle przestarzałym i rozpadającym się TLE („Tanie Linie Edukacyjne“) zamiast wsiąść do nowoczesnego edukacyjnego pociągu ICE (czy TGV), dzięki któremu dotrzemy do celu nie marnują cennego czasu (a także środków finansowych, ludzi, entuzjazmu, itp).


Do tego dochodzi jeszcze jeden obszar, który jest „terra incognita“ dla polskich edukatorów, zwłaszcza tych związanych ze sferą edukacji formalnej. To edukacja w sieci i z wykorzystaniem Internetu. Czyli to, w jaki sposób coraz częściej zdobywają wiedzę uczniowie (no bo skąd taka popularność sciaga.pl czy wikipedii?). Dochodzę do wniosku, że edukacyjna przepaść pomiędzy Polską a bardziej zaawansowanymi technologicznie krajami świata pogłębia się. Nie mówię tu o edukacji nieformalnej (tu mamy pomysły na światowym, najwyższym poziomie) ani o rozwoju e-learningu (rozwija się na dość przyzwoitym poziomie). Chodzi mi o filozofię nowoczesnego systemu edukacji. Pojawienie się społecznościowego Internetu i nowoczesnych narzędzi interaktywnych spowodowało, że starą koncepcję edukacji – fabryki produkującej przyszłe kadry dla zakładów – możemy odłożyć do lamusa. Świat nowej edukacji jest zupełnie inny niż ten, który znamy z polskiej szkoły i uczelni (patrz: Stary i nowy świat edukacji). To świat, w którym osoba ucząca się w dużej mierze decyduje co, w jaki sposób i jakimi metodami będzie się uczyć. To świat, o którym mało kto jeszcze w Polsce słyszał (zainteresowanych odsyłam m.in. do Horizon Report). To jest nie mniej ważne wyzwanie polskiej oświaty niż wprowadzanie 6 latków do szkół. Ale o tym w ogóle jeszcze nie myślimy...
Potrzeba nam autorytetów w edukacji, bo w dużej mierze to dzięki nim i w oparciu o nich, będzie można dokonać autentycznych, głębokich zmian w szkolnictwie. Tych autorytetów musimy szukać również w Internecie, gdyż wielu nowoczesnych edukatorów właśnie w sieci prowadzi aktywną działalność (żeby wymienić tylko trzy nazwiska: Stephen Downes, George Siemens, prof. Stephen Heppell). Gorąco zapraszam do udziału w cyklu „Autorytety dla edukacji“ w 2008 i także w 2009 roku.

14.10.2008

Dla nauczycieli komunikat specjalny

W związku ze Świętem Edukacji Narodowej życzymy polskim nauczycielom:
-więcej otwartości na zmiany – nie można trzymać się kurczowo systemu edukacji, który wymyślono w XIX wieku i który w dzisiejszym zglobalizowanym, cyfrowym świecie prowadzi do edukacyjnego skansenu, a nie do nowoczesnej edukacji;
- więcej wiary w umiejętności uczniów – oni wiele potrafią, trzeba tylko stworzyć im możliwości do pracy w preferowany przez nich sposób;
- więcej kreatywności – pozwólcie uczniom tworzyć, a nie odtwarzać. Dlaczego nie zadacie im pracy domowej do wykonania z wykorzystaniem internetu, telefonu komórkowego, aparatu cyfrowego, iPoda, cyfrowego dyktafonu, czy innych urządzeń, z którymi Wasi uczniowie są świetnie obeznani;
- więcej innowacji – może to, że uczniowie są znudzeni, nie słuchają, tracą zainteresowanie po kilku minutach waszej lekcji, wynika wyłącznie z niewłaściwie dobranych metod? Wykorzystajcie różne formy pracy – macie do dyspozycji urządzenia, o jakich nie śniło się nawet waszym nauczycielom. Skorzystajcie z nich;
- więcej odwagi w korzystaniu z nowych technologii edukacyjnych – nawet jeśli nie potraficie – nie bójcie się poprosić uczniów o pomoc – korzyści będą obopólne. Oni – bo zobaczą, że w edukacji można korzystać z narzędzi, które są im świetnie znane; wy – bo nauczycie się w ten sposób czegoś nowego od swoich uczniów;
- więcej inicjatywy – polskiej edukacji nie zmienią urzędnicy Ministerstwa Edukacji Narodowej. Prawdziwej zmiany i modernizacji edukacji możecie dokonać tylko wy, własnymi siłami. Jeżeli chcecie zmiany – musicie się stowarzyszać i głośno mówić o tym, jak chcecie zmieniać szkołę, poprawiać jakość nauczania, wprowadzać nowoczesne metody pracy. Postarajcie się przy tym zdobyć poparcie i uczniów i ich rodziców. To jest recepta na Wasz i szkoły sukces.
Życzymy Wam powodzenia! EDUNEWS.PL będzie Was wspierać w tych działaniach.

Otwarty dostęp do zasobów edukacji narodowej

Choć dzisiaj Dzień Edukacji Narodowej, wielka „pompa“ i nagrody za ciężką pracę dla nauczycieli, to ten wpis będzie o czymś innym - co jest na pierwszy rzut oka oderwane od licznych uroczystości i apeli, w których uczestniczą dziś uczniowie, urzędnicy oświatowi i nauczyciele. Otóż na świecie na dziś zaplanowano – widocznie nie wzięto pod uwagę polskiej specyfiki – Dzień Otwartego Dostępu do Zasobów Wiedzy, czyli Open Access Day.



Jest on obchodzony 14 października z inicjatywy Scholarly Publishing and Academic Resources Coalition (SPARC), Students for FreeCulture i Public Library of Science. Jest to międzynarodowa inicjatywa promująca ruch wolnego dostępu do wiedzy, którą w Polsce wspierają Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich, Fundacja Nowoczesna Polska, Creative Commons Polska i Stowarzyszenie Wikimedia Polska.
Open Access jest koncepcją dystrybucji wiedzy, w której literatura naukowa ma formę cyfrową, dostępna jest online bez opłat, publikowana na swobodnych zasadach i uwolniona od wszelkich restrykcji prawno-autorskich. W ten sposób publikacje naukowe pod szyldem Open Access są swobodnie dostępne w internecie - za darmo.
Organizatorzy polskich obchodów Open Access Day podkreślają, że nowe technologie i Internet zmieniły nasze życie, dając nam szansę wykorzystania informacji i wiedzy w skali globalnej, możliwość tworzenia dzieł kultury, prowadzenia badań i projektów edukacyjnych. Apelują, aby dzielić się nabytą wiedzą z innymi, tak by dobra, które wszyscy współtworzymy były dostępne każdemu, za darmo i przez 24h na dobę.
Uważam, że inicjatywa ta świetnie łączy się z polskim świętem edukacji. W pewien sposób można to nawet potraktować jako ważny postulat (jakże w odpowiednim czasie), w którym kierunku powinna rozwijać się edukacja narodowa w Polsce. W tym dniu powinniśmy się zastanowić po pierwsze jak ma rozwijać się system edukacji w Polsce – czy dalej mamy rozwijać archaiczną koncepcję szkoły, czy może dokonać w końcu prawdziwej, strategicznej reformy systemu edukacji, która nada nowy impuls w rozwoju gospodarczym i społecznym Polski? Pytanie to pozostaje ciągle otwarte...

12.10.2008

Najprościej zakazać...

W ostatnich tygodniach mnożą się doniesienia, że coraz więcej szkół w Polsce chce wprowadzać zakaz używania komórek na terenie szkoły, nie tylko na lekcji, ale i podczas przerw. Ostatnio, wg. portalu Eduinfo, kilka krakowskich szkół zadeklarowało chęć wpisania takiego zapisu do swoich statutów.
Wiele jest bezsensownych pomysłów w naszej polskiej edukacji, ale ten z pewnością można zaliczyć do czołówki absurdów. Przypomnijmy, że uwstecznieniem edukacji było już rozporządzenie wydane w lutym 2007 r. przez Najwyższego Wszechpolskiego Edukatora Romana Giertycha, które zakazywało używania telefonów i innych urządzeń elektronicznych podczas lekcji, czyli zatem także: komputerów, telewizorów, rzutników i projektorów, radia, zegarków elektronicznych na baterię, a nawet oświetlenia w klasie :-) - Minister chciał nam zafundować powrót do tak ulubionych przez Ministra mroków XIX wieku. Teraz szkoły chcą iść o krok dalej (wstecz)...


Moim zdaniem wpaść na taki pomysł mogły jedynie osoby, które nie rozumieją na czym polega współczesna edukacja. Nie edukacja szkolna – ale w ogóle edukacja, w której – jak dowodzą badania naukowe w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych – już nawet 75-80% procesu uczenia się następuje w drodze edukacji nieformalnej. Czyli, uwaga, zaskoczenie dla naszych wspaniałych urzędników, także dzięki telefonom komórkowym! Niestety, sposób postępowania jest typowy dla urzędników, którzy nie rozumiejąc danego zjawiska, mają najczęściej tendencję do wprowadzania zakazów. Historia zna wiele takich przypadków. No coż – może nie do końca wiedzą, czym jest telefon komórkowy? Może nie są świadomi, że są to w gruncie rzeczy komputery, które można świetnie wykorzystać w edukacji? Pomysł walki z telefonami komórkowymi w szkołach jest dokładnie odwrotny do trendów światowych – w Korei, Japonii, Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii telefon komórkowy jest uznawany za jedno z wielu narzędzi komunikacyjnych, które z powodzeniem można wykorzystać w klasie szkolnej. Wielokrotnie pisaliśmy o tym w portalu EDUNEWS.PL (patrz: Komórki już nie tylko do rozmów, Urządzenia mobilne w edukacji, To komórki, a nie pecety, niwelują lukę cyfrową. Pytanie zatem do naszych fantastycznych urzędników – jak wpadli na taki fantastyczny pomysł? Ktoś im pomagał? Może najpierw jednak warto zastanowić się nad konsekwencjami takiego pomysłu? Czy nie jest to pogłębienie przepaści pomiędzy polską szkołą – i tak instytucją rodem z XIX wieku - a współczesnym cyfrowym światem, w którym uczniowie funkcjonują na co dzień, 7/24? A zatem apel – zanim drodzy urzędnicy wpiszecie swój fantastyczny pomysł do statutów – zastanówcie się jeszcze dziesięć razy. Może jednak jeszcze bardziej przykładacie się tym pomysłem do uwstecznienia edukacji w polskiej szkole?
Rodzice – na szczęście – mają prawo zaskarżyć statuty do kuratorium oświaty. Skarżcie zatem, bo ktoś chce skrzywdzić Wasze dzieci. Wcale nie żartuję!
Na koniec cytat z wypowiedzi dyrektora z jednej ze szkół: „telefony komórkowe powodują bójki oraz zawiść między uczniami. Wbudowane w nich dyktafony, kamery wideo i aparaty fotograficzne służą czasem uczniom do nagrywania nauczycieli i innych uczniów.“ Za moich czasów szkolnych też były bójki i zawiść między uczniami. A nie było telefonów komórkowych. Ani jednej sztuki! Ale brawo też za odkrycie wielu funkcji telefonu komórkowego, które KAŻDY nauczyciel może wykorzystać na KAŻDEJ lekcji. Wystarczy tylko pomyśleć jak, zamiast wprowadzać bezmyślne zakazy.

2.10.2008

Najlepszy laptop dla mobilnych

Współczesny młody człowiek znajduje się w nieustannym ruchu. Lubi mieć kontakt ze swoją ulubioną muzyką gdziekolwiek się znajduje, przeglądać zasoby informacyjne Internetu między rozmaitymi zajęciami, robić zdjęcia swoim telefonem gdy zauważy coś ciekawego, uczyć się w dowolnym miejscu. Mobilność studentów to nie tylko wymiar studiów na uczelniach zagranicznych, ale też cała filozofia aktywnego życia.
Jeszcze kilkaset lat temu świat młodego człowieka zawężał się do miejsca, w którym mieszkał oraz sąsiednich miejscowości, zaś dwoma podstawowymi dla niego formami zwiedzania były udział w wyprawach wojennych i ewentualnie studia na zagranicznych uniwersytetach. Dzięki nowym technologiom i globalizacji świat nieustannie poszerza się, mamy coraz łatwiejszy dostęp do miejsc, które dla poprzednich pokoleń były po prostu nieosiągalne. Można nawet powiedzieć, że cały świat stoi przed studentami otworem - wystarczy trochę pomysłowości i przedsiębiorczości, aby realizować swoje marzenia. Dalekie podróże, studia na uczelniach za granicą, przyjaźnie i korespondowanie ze znajomymi mieszkającymi na innych kontynentach, poznawanie rozmaitych zakątków świata i kultur przez Internet, filmy, podcasty, nauka dowolnych języków obcych – stały się dzięki komputerom bardzo łatwe.
Współczesny student potrzebuje zatem dobrego narzędzia, aby mógł w pełni czerpać korzyści z bycia obywatelem realnego i cyfrowego świata. Potrzebuje lekkiego i wydajnego komputera, w którym będzie mógł przechowywać pewną część swojego życia i potężne zasoby wiedzy, których będzie mógł używać na co dzień. Ponieważ zazwyczaj też dużo podróżuje – potrzebuje laptopa, dzięki któremu będzie mógł łączyć się ze światem w każdym miejscu.
Przeglądając modele laptopów w sklepie można doznać oszołomienia. Kilkaset modeli dostępnych jest bez większego wysiłku – wystarczy odwiedzić kilka sklepów z elektroniką lub spędzić kilkadziesiąt minut w Internecie przeglądając oferty e-sklepów. Po pewnym czasie odczujemy ból głowy albo nawet zniechęcenie, bo zbyt wiele modeli będzie nam się podobało na pierwszy rzut oka. Stylowe HP, „satelitarne“ Toshiby, kanciaste Fujitsu, Asusy, eleganckie Sony VAIO i jeszcze cała masa laptopów mniej znanych marek. Całe regały uginające się od sprzętu. Etykiety i reklamówki zachwalające ich zalety i funkcjonalności. Sprzedawcy, którzy nie potrafią się zdecydować, który z nich jest lepszy, a przy prostych pytaniach potrafią się zagubić lub udzielić wymijającej odpowiedzi. No to co wybrać? A czy zwróciliście uwagę, że komputery Apple zazwyczaj stoją w innym miejscu? Dlaczego? Czy dlatego, że nie pasują do innych? Warto to sprawdzić.
Na stoisku Apple trafimy na pewno na Mac Booka. 13-calowy panoramiczny wyświetlacz o rozdzielczości 1280x800 pixeli świetnie nadaje się do pracy z multimediami, które tak cenią sobie młodzi ludzie. Grubość 2,75 cm i ciężar 2,27 kg sprawiają, że Mac Book idealnie mieści się w plecaku czy teczce. Jego odporna na zarysowania, poliwęglanowa obudowa z pewnością zniesie trudy nie jednej studenckiej podróży, imprezy i oczywiście sesji. No i ta szybkość. Mac Booki są standardowo wyposażone w procesory Intel Core 2 Duo, większe dyski, nawet do wielkości 250 GB i do 2 GB pamięci operacyjnej. Zaawansowany interfejs sieci bezprzewodowej bez problemów umożliwi korzystanie z Internetu w domu, na uczelni, w biurze, czy w podróży, wychwytując sieci dostępne nawet do 300 metrów od komputera. Wszystkich funkcji tego komputera nie sposób opisać.


Zaletą Mac Booka jest jego oprogramowanie. Po pierwsze – jakaż ulga - koniec z koszmarną Vistą. System operacyjny Mac OS X Leopard to o niebo lepsze rozwiązania, które sprawią, że czas spędzony przed komputerem będzie efektywniej wykorzystywany i przyniesie więcej satysfakcji niż w przypadku każdego komputera z systemem Windows. Finder to jeden z lepiej zaprojektowanych menedżerów plików, dzięki któremu będziemy mogli łatwo porządkować zasoby. QuickLook daje możliwość podglądu wyglądu każdego pliku bez konieczności jego otwierania. Spaces otwiera nowe przestrzenie na nasze pliki – nagle zamiast jednego monitora mamy cztery zakładki, w których możemy umieścić pliki, na których aktualnie pracujemy. Safari – to jedna z najszybszych przeglądarek WWW na świecie, Time Machine – umożliwi nam przywrócenie systemu do stanu z wybranego dnia i odtworzenie plików w poprzednich wersjach. Do tego jeszcze iChat – wideoczat z efektami i obrazami tła i program pocztowy Mail, m.in. przekształcający zwykłe wiadomości e-mail w listy pisane na własnym szablonie papeterii, jak również zawierający wbudowany system RSS powiadamiający o nowych wpisach w ulubionych serwisach i blogach.
Każdy Mac Book jest standardowo wyposażony w oprogramowanie służące do pracy ze zdjęciami, plikami wideo, audio i innymi materiałami. Na pakiet iLife’08 składają się programy, dzięki którym bez problemu każdy będzie mógł poczuć się twórcą. Chcemy szybko zaprojektować swoją stronę internetową – dzięki iWeb odkryjemy, jak łatwo i szybko można zaprezentować się w sieci. Nagraliśmy film kamerą lub telefonem – iMovie pozwoli nam przerobić nasze dzieła na profesjonalną produkcję, usunąć niedociągnięcia, dodać efekty specjalne. Filmy możemy opublikować bezpośrednio w YouTube lub iTunes, aby odtwarzać na iPodzie. Chcemy tworzyć muzykę czy podcasty – nic prostszego – używamy GarageBand. Z kolei dzięki iPhoto dokonamy edycji i korekty zdjęć oraz uporządkujemy bibliotekę fotografii. Wszystkie pliki możemy szybko nagrać na płytę korzystając z iDVD.
Do tego wszystkiego mamy jeszcze do dyspozycji iTunes, dzięki któremu możemy słuchać i ściągać na komputer ulubioną muzykę i ściągać podcasty na interesujące nas tematy.
Do pracy podczas studiów potrzebny będzie z kolei iWork zawierający edytor tekstów Pages, program do tworzenia prezentacji Keynote i arkusz kalkulacyjny Numbers. Pakiet ten współpracuje z Office Microsoft, ale jeśli ktoś chce mieć stuprocentową kompatybilność z popularnymi programami Microsoftu – można w Mac Booku zainstalować wersję Office dla Mac‘ów. Warto nadmienić, że jest ona dużo lepiej dopracowana niż ta dostępna na pecety – po prostu Apple ze względu na użytkownika komputera stawia dużo większe wymagania producentom oprogramowania.
Podsumowując – jeśli studencie poszukujesz niezawodnego komputera, który ma z tobą studiować kilka lat i dobrze ci służyć – Mac Book jest idealną propozycją dla ciebie. Nie będziesz żałował, że wydałeś na niego trochę więcej niż na zwykłego laptopa. Nie wierzysz? Sprawdź w iSpot albo u najbliższego dostawcy Apple. A zatem powodzenia na studiach!