19.05.2014

O przymusie szkolnym

Jarosław Kaczyński żąda zakazu edukacji seksualnej w szkole powszechnej. Absurd? Postawmy zamiast tego kilka pytań sformułowanych nieco inaczej. Czy Kaczyński jako premier lub jego ministrowie, prof. Ryszard Legutko albo Roman Giertych, mają prawo zakazać edukacji seksualnej w szkole publicznej? Również tym rodzicom i tym dzieciom, które jej chcą? Jeśli tego prawa im nie przyznamy, to i tak pozostają inne pytania.

fot. Fotolia.com
Co z rodzicami, którzy myślą jak Kaczyński? Czy oni mają prawo zakazać edukacji seksualnej swoim dzieciom? Czy ich rodzicielska władza dotyczy również takich rzeczy? Czy państwo ma w takich razach prawo narzucić Kaczyńskiemu i podobnie myślącym rodzicom obowiązek edukacji seksualnej dzieci?

To wcale nie są oczywiste pytania. I one mają konstytucyjny charakter. Dotyczą podstawowych obywatelskich praw i powinności. Te pytania nie zostały w ogóle postawione w ciągu 25 lat nieustannego reformowania polskiej szkoły.

Pluralizm w oświacie załatwiłby część tych problemów. Rodzice myślący jak Prezes Kaczyński mogliby zwyczajnie nie posyłać dzieci na niechciane lekcje. Pluralizm nie załatwia jednak wszystkich problemów. Nadal nie jest bowiem w żadnym stopniu pewne, czy rodzicom rzeczywiście wolno tak postąpić. Ani nie jest pewne, czy i co wolno państwu w tego rodzaju przypadkach.

Polskie prawo oświatowe jest złe między innymi dlatego, że edukacja seksualna: to, czy jest w szkole obecna, jak wygląda i czemu służy, jest przedmiotem jednoosobowej decyzji ministrów edukacji. Ta decyzja nie podlega społecznej ani sądowej kontroli i zarówno same dzieci, jak ich rodzice są wobec niej w świetle prawa bezradni. A nie tylko światopoglądowych kwestii tego typu wybory dotyczą.

Tego i wielu innych podobnych problemów dotyczy petycja w sprawie ustroju szkoły i jego niezgodności z Konstytucją RP, pod którą podpisy zbierane są z inicjatywy prof. Zofii Agnieszki Kłakówny i Pawła Kasprzaka z Fundacji OFF pod adresem http://przymus-szkolny.pl.

Brak komentarzy: